Patologie samozbiorów. „Leży, to biorą”


„Leżało, to wzięli” — tak dziś tłumaczą się ludzie, którzy bez pytania zabierają z pól cudze warzywa. Dynie, ziemniaki, kapusta, kukurydza — wszystko „za darmo”. Problem w tym, że to nie dobroczynność, tylko zwyczajna kradzież. I przybiera na sile.

Wystarczy jedno zdjęcie na Facebooku, jedno niejasne ogłoszenie w lokalnej grupie: „Ziemniaki za darmo, bierzcie, bo się zmarnują”. W kilka godzin pod polem pojawia się tłum — z taczkami, wiadrami, przyczepkami.
Niektórzy naprawdę wierzą, że ktoś rozdaje tonami warzywa. Inni dobrze wiedzą, że to nieprawda, ale… „skoro wszyscy biorą, to ja też”.

Dąbrowica: 150 ton ziemniaków „zniknęło” w weekend

W połowie października na polu pod Dąbrowicą na Podkarpaciu pojawiła się góra ziemniaków — aż 150 ton. Ktoś wrzucił w internet, że można brać, bo „rolnik nie ma co z nimi zrobić”.
Tłum ludzi zjechał się z całego regionu.
Problem w tym, że to nie była żadna akcja społeczna, tylko towar prywatnej gorzelni. Właściciel, Piotr Gryta, kupił kartofle legalnie od rolników, a po weekendzie zostały tylko ślady po kołach i kilka zgniłych bulw.

– Działam tu od 25 lat, numer telefonu wisi na bramie. W weekend nikt nie zadzwonił. Po prostu ruszyła fala – mówi rozżalony właściciel.

Wrocław: 3 zł to zbyt wiele, lepiej przyjechać nocą

Kilka dni wcześniej podobny dramat przeżyli rolnicy spod Wrocławia. W ogłoszeniu prosili o pomoc w sprzedaży dyń po 2–3 złote. W nocy ktoś przyjechał i zaczął kraść.
Starszy pan, który dorabia do emerytury sprzedając swoje plony, bał się nawet wyjść z domu.
Kilka dni później sytuacja się odwróciła — po nagłośnieniu sprawy ludzie zaczęli masowo przyjeżdżać kupować dynie, by pomóc. Ale niesmak pozostał.

Od solidarności do grabieży

To, co jeszcze kilka lat temu było pięknym zwyczajem — zaproszeniem „na zbiory” do sąsiadów, gdy czegoś było za dużo — dziś coraz częściej zamienia się w chaotyczny szaberek. Ludzie przyjeżdżają nie z koszykiem, ale z przyczepkami. Nie pytają, nie dziękują.
Wystarczy jedno magiczne słowo: „za darmo”.

Socjologowie tłumaczą to brakiem zaufania i frustracją ekonomiczną. Ale dla rolników to proste:

– Kradzież to kradzież, nawet jeśli pachnie ziemniakiem.