Kolejne plantacje do likwidacji. Na polskie warzywa nie ma zbytu

warzywa do likwidacji, kalafior, mulczowanie
Fot. Facebook.com/Tomasz Buczek

Sławomir Kępa, rolnik z Wierzawic w powiecie leżajskim zlikwidował część swojej plantacji kalafiorów – 25 tys. sztuk rosnących na powierzchni 0,7 ha zostało zmulczowanych, bo nie znalazł się na nie żaden odbiorca. Przyszłość pozostałej części 13-hektarowej plantacji jest także pod znakiem zapytania. W podobnej sytuacji są dziesiątki rolników produkujących warzywa. Zakłady przetwórcze w okolicy nie chcą odbierać towaru i mają ogromne zaległości finansowe względem producentów.

Sprawę nagłośnił europoseł Konfederacji Tomasz Buczek, który w środę 15 października zorganizował na polu należącym do Sławomira i Agaty Kępów konferencję prasową. Spotkanie z mediami dotyczyło bardzo trudnej sytuacji rolników, zwłaszcza tych produkujących warzywa.

Piotr Pomykała wskazał, że problem zarysował się już w ubiegłym sezonie, kiedy części warzyw nie udało się sprzedać – zostały wówczas rozwiezione do przedszkoli, domów dziecka, a część niestety zgniła na polu. Jednak w tym roku kryzys jeszcze bardziej się pogłębił – rolnicy wciąż nie otrzymali dużych sum za warzywa sprzedane do zakładu przetwórczego w 2024 roku, a zbiorów tegorocznych często nie mogą nawet oddać do skupu, który boryka się z dużymi problemami finansowymi.

Warzywa z importu

Agata Kępa prowadząca z mężem Sławomirem gospodarstwo podkreśliła, że problemem nie jest wyjątkowy urodzaj, tylko niechęć dużych sieci do kupowania polskich warzyw, które w tym samym czasie sprowadzają je z zagranicy.

Żyjemy z dnia na dzień. To nie jest tak, że mamy kontrakty, tylko dzwonię każdego dnia i pytam, jeśli nie znajdę kupca, to kalafior zostaje w polu, a on nie poczeka, tylko zżółknie, zgnije i nikt później nie będzie go chciał – powiedziała kobieta.

Dodała, że jej zdaniem konsumenci nie mają świadomości, jak duże nakłady finansowe i pracy ponoszą rolnicy przez cały sezon. Muszą inwestować w uprawę i utrzymywać ją w jak najlepszej kondycji nie mając pewności czy i jaką cenę uda się uzyskać za gotowy produkt. Apeluję do konsumentów, by patrzyli co kupują i wybierali polskie produkty – podsumowała.

Sławomir Kępa odwołał się do protestów przeciwko Zielonemu Ładowi, wskazując, że już wtedy rolnicy i część ekspertów alarmowała, że rosnące ceny energii mogą być ogromnym problemem dla zakładów przetwórczych. W tym roku przed uprawą kalafiora na 13-hektarowej plantacji rolnik posadził szpinak – zebrał jednak jedynie część, ponieważ jeden z zakładów przetwórczych ogłosił upadłość i nie odebrał towaru. Reszta posłużyła jako zielony nawóz i została zmulczowana. Jesienią sytuacja powtórzyła się z kalafiorem – pierwsze 25 tys. sztuk rolnik zmulczował podczas konferencji prasowej.

Uświadomić konsumentów

Producent także akcentował potrzebę uświadomienia konsumentów o realiach pracy rolników i budowania wśród nich zapotrzebowania na polskie warzywa. Zwrócił np. uwagę na bardzo restrykcyjne warunki przyjmowania warzyw przez duże sieci. Jeśli na liściu kalafiora odbiorca znajdzie dwie mszyce, to potrafi odrzucić cały transport. To nie jest kolonia mszyc, to nie wpływa na jakość. Czy z powodu tego jednego liścia mam używać jeszcze więcej chemii? Ty wy, klienci, decydujecie – mówił Sławomir Kępa.

Ogromnym problemem rolników z powiatu leżajskiego jest nie tylko sam fakt nieodbierania warzyw przez miejscowy zakład, ale także bardzo duże zaległości finansowe. Wielu producentów, którzy wzięli udział w konferencji prasowej wciąż nie otrzymało wypłat za warzywa dostarczone w 2024 roku. Tymczasem zmianę profilu produkcji gospodarstwa blokują względy formalne.

Ktoś zapyta, to po co uprawiasz dalej kalafior? Bo podpisałem umowę z ARiMR i wziąłem dofinansowanie na ciągnik, sadzarkę i pielnik i muszę uprawiać go przez 5 lat, bo inaczej oddam z odsetkami! – tłumaczył gospodarz spotkania.

Potrzebne rozwiązania systemowe

Tomasz Buczek ocenił, że problemy zakładu przetwórczego, a tym samym rolników wynikają m.in. z rozgrywek politycznych na szczeblu lokalnym, ale również jest to wypadkowa polityki krajowej i unijnej. Negatywnie ocenił zwiększenie wolumentów importu towarów rolnych z Ukrainy i umowę z państwami Mercosur.

Powodem dramatycznej sytuacji polskich rolników jest zalew importowanej żywności, a nie nadprodukcja. A tej żywności importowanej będzie jeszcze więcej – stwierdził europoseł.

Rolnicy, którzy wzięli udział w konferencji prasowej zgodnie podkreślali, że nie potrzebują kolejnych kredytów – a jedynie stworzenia takich warunków rynkowych, w których będą w stanie konkurować na uczciwych zasadach. Zwracali również uwagę, że utrzymanie krajowej produkcji żywności jest nie tylko w interesie rolników, ale społeczeństwa i państwa jako takiego – gdyż samowystarczalność żywnościowa to podstawowy element budowania stabilności i bezpieczeństwa kraju na wypadek jakiegokolwiek kryzysu. A tych niestety w ostatnich latach mamy coraz więcej i ryzyko kolejnych na razie nie spada.

Zapis konferencji prasowej znajduje się poniżej.

Fot. Facebook.com/Tomasz Buczek